Człowiek o renesansowym wachlarzu zdolności – matematyk, informatyk, muzyk, a przede wszystkim finalista 38. Olimpiady Języka Angielskiego. Jak osiągnął taki sukces i jak żyje? |
Człowiek o renesansowym wachlarzu zdolności – matematyk, informatyk, muzyk, a przede wszystkim finalista 38. Olimpiady Języka Angielskiego. Jak osiągnął taki sukces i jak żyje?
Iza: Zostałeś ostatnio finalistą ogólnopolskiej olimpiady – opowiedz o tym.
Marcin: Olimpiada Języka Angielskiego składa się z trzech etapów: pisemnego szkolnego, pisemnego i ustnego okręgowego i takiego samego centralnego. Jest inna niż większość konkursów, bo obok umiejętności językowych wymagana jest również wiedza z zakresu kultury oraz literatury brytyjskiej i amerykańskiej. Najtrudniejszą częścią przygotowań było bez wątpienia przeczytanie ośmiu wybranych lektur w języku angielskim, których problematyka i znajomość treści były konieczne na etapach ustnych. Testy pisemne nie odnosiły się do lektur, ale wymagały bardzo dobrej znajomości teorii – np. przy tłumaczeniach uznaje się tylko jedną wersję, nawet gdy inne są poprawne, punktowana jest tylko najlepsza możliwa.
Co do samego przebiegu, do etapu okręgowego przechodziły osoby z połową punktów po etapie szkolnym. Nasze województwo pisało we Wrocławiu, a do finału zakwalifikowało się 60 najlepszych z całej Polski – w tym ja. Etap centralny był rozłożony na 3 dni pobytu w Poznaniu, więc kiedy nie odbywały się egzaminy, mieliśmy dużo czasu na odpoczynek czy zwiedzanie miasta, a że z grupą innych olimpijczyków mieszkaliśmy na Starym Mieście, wszędzie było blisko.
W finale zdobyłem 140/210 punktów, do tytułu laureata brakowało 6. Próbujemy za rok!
I: Jak oceniasz konkurentów? Czy wysoko postawiona poprzeczka wpływała na Ciebie mobilizująco, czy przeciwnie; dlaczego?
M: Poziom był oczywiście bardzo wysoki i mogliśmy porównywać swoje umiejętności, ale nie było w tym jakiegoś elementu rywalizacji czy konkurencji, przynajmniej wśród osób, z którymi mieszkałem. Wszyscy podchodziliśmy do tego na luzie i raczej nie myśleliśmy o egzaminach. Będąc na takim poziomie, nie ma już sensu uczyć się parę godzin przed egzaminem.
I: Co sprawiło Tobie największą trudność podczas olimpiady?
M: Na pewno przeczytanie wyżej wspomnianych lektur. Już pomijam fakt, że są po angielsku; nawet gdyby były po polsku i tak bym nie rozumiał przesłania większości, więc musiałem się posiłkować recenzjami, opracowaniami itp. Jeśli kogoś to interesuje – wybrałem sobie takie:
Sarah Waters - Pod osłoną nocy,
Colm Toibin - Brooklyn,
Kazuo Ishiguro - Nie opuszczaj mnie,
John Fowles - Mag,
Harper Lee - Zabić drozda,
Arthur Miller - Śmierć komiwojażera,
Danny DeLillo - Spadając,
wiersze e.e. cummingsa – "inJust", "l(a", "one day a nigger", "dying is fine)but Death".
I: Przygotowania do olimpiady są czasochłonne. Jak godziłeś je z bieżącą nauką?
M: Niezbyt skutecznie. Skłamałbym, gdybym powiedział, że jestem z wszystkim na bieżąco i nie mam żadnych tyłów, a jak dołożymy do tego moją szkołę muzyczną, to się robią z tego wszystkiego niezłe braki. Na szczęście nauczyciele dali mi chwilę na nadrobienie zaległości i powoli wychodzę na prostą.
I: Co dał Ci udział w olimpiadzie?
M: Uczestnicy finału są zwolnieni z wszystkich części matury z angielskiego, a laureaci do tego mają w jakiś sposób ułatwiony proces rekrutacyjny na studia, ale tego chyba żaden z uczestników nie wiedział – jedną z wersji był np. indeks na wszystkie kierunki na UJ. Ale teraz, jak się nad tym zastanawiam, to było to całkiem fajne doświadczenie i niejaka odskocznia od codzienności w szkole. Na pewno warte włożonej pracy.
I: Teraz jesteś drugoklasistą. Czy w przyszłym roku szkolnym planujesz udział w innej olimpiadzie lub jakimś konkursie?
M: Pewnie znowu spróbuję z angielskiego. Mam już przewagę w postaci doświadczenia i wiem, czego się spodziewać. Wiem też, że lektury z roku na rok prawie w ogóle się nie zmieniają, będę mógł je sobie przeczytać jeszcze raz – na pewno będzie łatwiej.
I: Komu poleciłbyś start w olimpiadzie?
M: Start w etapie szkolnym każdemu, zwłaszcza że można się do niej dobrze przygotować, bo testy są co roku podobne. Awans do okręgowego jest dużym sukcesem i tu już zaczynają się schody w postaci czytania książek, ale można znaleźć naprawdę fajne opracowania albo czytać po polsku – niektórzy na okręgówce we Wrocławiu tak robili. Ogólnie formuła tej olimpiady bardzo mi się podoba – można się dobrze przygotować do testów pisemnych, jest też dołączona lista zagadnień na ustny. Nagrody może nie są jakieś świetne, porównując z innymi olimpiadami, ale jak najbardziej warto spróbować.
I: Kto najbardziej ucieszył się z Twojego sukcesu?
M: Chyba rodzina. I nauczyciele, w szczególności moja nauczycielka angielskiego Pani Małgorzata Maj, która mnie do tego konkursu świetnie przygotowała, za co bardzo dziękuję! Kiedy przyszła informacja, że dostałem 19/20 punktów z ustnego okręgowego, jeszcze nic nie było wiadomo – ani czy przeszedłem do finału, bo wszystko zależało od wyniku pisemnego, ani czy zdaję maturę, bo organizator nic nie pisał na ten temat. Werdykt przyszedł chyba 3 tygodnie później, gdy emocje już opadły, ale za to było się z czego cieszyć!
I: Czy wiążesz bezpośrednio swoją przyszłość z powyższym sukcesem, czy może masz inne priorytety?
M: Znajomość języka na pewno pomoże w przyszłości, ale nie zamierzam iść na językowe studia.
I: Wybrałeś już uczelnię? Co skłoniło Cię do tego wyboru?
M: Tutaj jest duży rozrzut pomiędzy matematyką teoretyczną a wokalistyką operową. Co mnie do tego skłoniło? To dwie rzeczy (wraz z językiem), w których czuję się naprawdę dobrze. Znam swoje możliwości i wiem, że te dwa kierunki mogą mi zapewnić niezłą przyszłość.
I: Czy pomiędzy zabieganym życiem olimpijczyka a obowiązkami szkolnymi znajdujesz czas na spotkania ze znajomymi?
M: Zabieganym? Zabiegane to było raptem przez miesiąc, teraz wszystko wróciło do normy. Bardziej czasochłonna jest szkoła muzyczna i w tygodniu faktycznie nie ma na to czasu (wracam do domu codziennie po 21).
I: Co robisz w wolnych chwilach?
M: No właśnie – niewiele jest tego wolnego czasu. Przede wszystkim ćwiczę śpiew w miarę codziennie i w weekendy, do tego też dochodzą inne przedmioty ze szkoły muzycznej – fortepian, kompozycja, itd. Pozostają jeszcze obowiązki tutaj, w liceum. Z wielu rzeczy musiałem zrezygnować albo je ograniczyć – np. kaligrafia, badminton, bieganie – ale gdy mam wolną chwilę, staram się ją wykorzystać. A że niedługo wakacje, to tego czasu będzie więcej:)
pytania zadała: Iza Czepieruk, IIc
zdjęcia wykonała: Klaudia Puchała, IIc