Cześć! Jestem Arek Wawrzyniak i zostałem poproszony o zdanie relacji z drugiej edycji Kuźni Stand Up'u, w której miałem przyjemność uczestniczyć 19 stycznia 2017 r. Jest to konkurs organizowany wspólnie przez IKSS (Informacja Kulturalno-Sportowa Studentów) oraz ZSP (Zrzeszenie Studentów Polskich). |
Cześć! Jestem Arek Wawrzyniak i zostałem poproszony o zdanie relacji z drugiej edycji Kuźni Stand Up'u, w której miałem przyjemność uczestniczyć 19 stycznia 2017 r. Jest to konkurs organizowany wspólnie przez IKSS (Informacja Kulturalno-Sportowa Studentów) oraz ZSP (Zrzeszenie Studentów Polskich).
Cała zabawa polega na tym, że uczestnicy wychodzą na scenę, dostają mikrofon i muszą jak najbardziej rozbawić publiczność oraz 3-osobowe jury, które przyznaje punkty każdemu występującemu i na ich podstawie ktoś wygrywa, a ktoś przegrywa. Nic skomplikowanego, to nie cykl Krebsa. „Chwila... Jak to studentów?!?” – pewnie takie coś właśnie pojawiło się w Twojej jakże mądrej licealnej główce, gdy przeczytałeś drugie zdanie. Już wyjaśniam. Otóż Arek od października nabył status studenta Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu i na zawsze pożegnał się z licealnym życiem :/ Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że w Liceum Ogólnokształcącym w Ząbkowicach Śląskich wiodłem żywot śmieszka prowadzącego apele i mówiącego (od czasu do czasu) coś zabawnego. Tego drugiego bardzo mi brakowało na studiach, więc gdy tylko zobaczyłem na Facebooku ogłoszenie, iż ruszyły zapisy do czegoś takiego, jak Kuźnia Stand Up'u, to niewiele myśląc, a naprawdę niewiele wtedy myślałem, ponieważ miałem 39 stopni gorączki, postanowiłem się zapisać. Aby wziąć udział w konkursie, należało przejść jeszcze eliminacje, podczas których musiałem napisać żart z puentą o zgniłym ziemniaku oraz historię o chomiku, który przejadł się kurzym jajkiem. Naprawdę nie chcesz wiedzieć, co wtedy wymyśliłem, dlatego też nie dziwiłem się, iż nikt z Kuźni Stand Up'u nie odzywa się do mnie. Wszystko zmieniło się w pamiętny poniedziałek, a był nim 16 stycznia, kiedy to otrzymałem telefon z pytaniem, czy potwierdzam swoją obecność. Przyznam szczerze, że na początku odmówiłem, lecz gdy tylko odłożyłem komórkę, zostałem zrugany („zrugany” to najdelikatniejsze słowo, jakie przychodzi mi na myśl) przez mojego przyjaciela Damiana z góry na dół za to, iż śmiałem odmówić, więc minutę później moja obecność została potwierdzona.
Miałem 3 dni na przygotowanie tekstu. „Dużo” – ktoś pomyśli. Dużo, o ile nie ma się na głowie bieżących spraw studenckich typu egzamin z matematyki i kolokwium z makroekonomii... Konkurs miał miejsce w klubie studenckim Simplex, który mieści się na terenie mojego uniwersytetu. Klub z zewnątrz wygląda na mały, więc gdy wszedłem do środka, byłem zszokowany ilością osób, którą tam zastałem, a jeszcze nie wybiła oficjalna godzina rozpoczęcia konkursu, czyli 19. Zostałem usadzony na dużej czarnej, skórzanej kanapie razem z resztą uczestników, było nas łącznie sześciu występujących. Czy się stresowałem? Chciałbym powiedzieć, że po tych wszystkich wystąpieniach mój stres był zerowy, lecz wtedy byłoby to kłamstwo, a dowodami na kłamstwo byłyby SMS-y, które wysyłałem pani Szaczkowskiej oraz panu Twarogowi przed występem, ponieważ zżerały mnie nerwy. Świadomość, że występuję przed totalnie obcymi mi ludźmi oraz fakt, iż reszta występujących miała skrupulatnie zapisane swoje teksty na kartkach, podczas gdy ja miałem tylko szkic całego wystąpienia w głowie, nie pomagały ani trochę w trzymaniu nerwów na wodzy. Byłem przekonany, że pozostali uczestnicy też będą studentami, lecz po mojej prawej stronie siedział człowiek z około 20 występami na koncie, a po lewej człowiek, który jest bezrobotny i zajmuje się tylko rozśmieszaniem. Na domiar złego występowałem jako drugi, więc moment, gdy musiałem wyjść na scenę, nadszedł zdecydowanie za szybko.
Nie ma słów, które opiszą uczucie, kiedy stoi się przed tyloma parami oczu wgapionych w Ciebie, a Ty starasz się jeszcze raz w ciągu tylko kilku sekund przypomnieć, co w ogóle chciałeś powiedzieć. Szybkie ogarnięcie. Wyprostowanie. Mikrofon w odpowiedniej odległości. Czas zacząć. Pierwszy żart. Śmiech. Drugi żart. Śmiech. Z każdym kolejnym wybuchem publiczności nakręcałem się jeszcze bardziej i bardziej. A publiczność z każdym żartem śmiała się głośniej i głośniej. Zszedłem ze sceny przy akompaniamencie oklasków. Gdy wystąpili już wszyscy, przyszedł najbardziej oczekiwany moment wieczoru, czyli ogłoszenie wyników. Szczerze? Nie liczyłem na wiele. Myślałem sobie, że fajnie byłoby zająć trzecie miejsce, ponieważ dostałbym kupon na darmowego burgera. Trzecie miejsce – nie ja. No, mówi się trudno. Drugie miejsce – nie ja. Chociaż dobrze się bawiłem. Pierwsze miejsce – Arkadiusz Wawrzyniak. Może następnym ra... ¯E CO!?! Nie przesłyszałem się. Zająłem pierwsze miejsce, zdobywając ładny pozłacany mikrofon, miesięczny karnet na siłownię, dwa kupony na burgery i najważniejsze – możliwość wystąpienia w ramach Festiwalu Wrocek.
Cieszy mnie fakt, że nawet na studiach jestem w stanie rozwijać swoje hobby. Dzięki tej wygranej może uda mi się dotrzeć do szerszej publiki i kto wie, może moje hobby kiedyś stanie się moją pracą. Na koniec pozostaje mi chyba tylko serdecznie zaprosić na przyszłe występy, o których będę informował poprzez Facebooka na mojej stronie (https://www.facebook.com/pisanienawysokimpoziomie/).
P.S.
Jeśli czyta to osoba, która ma jakąś tam pasję – błagam Cię, nie odpuszczaj i rób swoje, ale nie pozwól, żeby Twoja pasja wpłynęła na Twoje wyniki w nauce. Pasja to hobby, forma relaksu. Może być jedynie odskocznią od nauki. Teraz pewnie walniesz mi tekstem, że „Przecież Bill Gates i taki Mark Zuckerberg, to nawet studiów nie mają, poświęcili się pasji i są miliarderami”. Tak, ale oni rzucili Harvard, a nie Liceum w Ząbkowicach, więc wracaj do książek!
Arkadiusz Wawrzyniak, student Uniwersytetu Ekonomicznego