PROLOG |
PROLOG
Nazywam się Arkadiusz Wawrzyniak, należę do rocznika 1997, który uczęszczał do LO w Ząbkowicach Śląskich w latach 2013-2016. W sumie to nawet nie wiem, od czego zacząć... Opisanie moich wspomnień z liceum zajęłoby bardzo wiele czasu i miejsca, dlatego ograniczę się tylko do najważniejszych.
Wszystko zaczęło się we wrześniu 2013 roku. Wtedy to stałem się częścią klasy A o profilu biologiczno-chemicznym. Naszą wychowawczynią została pani Aneta Szaczkowska. Po apelu zaprowadziła nas do gabinetu biologicznego. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że przyjdzie nam w nim spędzić 1/4 naszego jakże krótkiego licealnego żywota. Wszyscy byli zestresowani. Niby każdy miał choć jednego znajomego w klasie z czasów gimnazjum, ale jednak w powietrzu czuć było stres. Pamiętam, jak pani Szaczkowska powiedziała wtedy, że wcześniej miała w zwyczaju nagrywać swoje klasy pierwszego dnia w szkole, żeby pokazać im na zakończeniu szkoły w trzeciej klasie, jak wyglądali, gdy przyszli do liceum. Naprawdę wielka szkoda, iż tego nie zrobiła. Przez 3 lata tak wiele się zmieniło, że ludzie z nagrania byliby dla nas całkowicie obcy.
Początki liceum to dla mnie dość trudny czas, nie mogłem się przyzwyczaić do licealnej atmosfery. Wszystko było takie inne. Bałem się otworzyć i np. na lekcjach polskiego siedziałem cicho jak mysz pod miotłą, co może dziwić, ponieważ jestem okropnym gadułą. Dwie sytuacje w końcu przełamały te lody. Najpierw był występ podczas ślubowania. Każda klasa musiała wysłać grupkę naiwniaków, przepraszam OCHOTNIKÓW, którzy ułożą zabawną scenkę w uniwersum danej bajki. Mojej klasie trafiły się Smurfy. Wtedy po raz pierwszy przyszło mi pracować z panem Twarogiem, który wymyślił dwa krótkie skecze, w jakich miałem wystąpić. Pan Twaróg zawzięcie próbował mnie przekonać, że potrafię być Smurfem Osiłkiem, a ja zawzięcie przekonywałem pana Twaroga, iż nie mam żadnych zdolności aktorskich. Mój pierwszy występ nie był jakiś genialny. Ponoć stałem jak kłoda. Ale podczas niego kilka osób się roześmiało i wtedy poczułem wielką przyjemność z rozśmieszania ludzi, a ten fakt proszę zapamiętać, ponieważ będzie miał bardzo duży wpływ na dalsze losy Arka w liceum.
Drugim lodołamaczem okazał się konkurs reportażu. Mój reportaż został wybrany jako jeden z trzech najlepszych i wysłany wraz z innymi do dalszego etapu. Oczywiście nic nie wygrałem. Nie dziwię się. Jak dzisiaj czytam ten tekst, to nie wierzę, że mogłem napisać coś tak beznadziejnego. ¯e napisałem, to jeszcze ujdzie, ale że ktoś to musiał czytać, to już sobie darować nie mogę. Dlaczego to drugi znaczący moment w moim życiu? Ponieważ zaciekawiła mnie sztuka pisania. (Taki ze mnie pisarz, a do tej pory nie wiem, gdzie należy przecinek wstawiać). Pierwsza klasa to dla mnie czas odkrywania nowych zainteresowań, o których nie miałem wcześniej pojęcia. Okazało się, że jestem humanistą i jestem z tego dumny!
Druga klasa to był okropny okres w moim życiu. Uczestniczyłem w organizacji obchodów 70-lecia LO połączonego z I Zjazdem Ząbkowiczan. No po prostu jazda bez trzymanki. Byłem chodzącym człowiekiem orkiestrą. Tutaj prowadzenie części oficjalnej, tutaj konferansjerka części artystycznej i jeszcze występowanie. Dużo tego było i dało mi równie dużo doświadczenia scenicznego, które zaowocowało moim pierwszym i najbardziej wspominanym w liceum wystąpieniem stand-up'opwym podczas mini WOŚP-u w ZOK-u. Więcej informacji nie podam, ponieważ po tym występie wylądowałem na dywaniku u dyrektora. Po sukcesach scenicznych nadszedł czas na sukcesy pisarskie, ponieważ dostałem się do wojewódzkiego etapu Olimpiady Literatury i Języka Polskiego, którego oczywiście nie przeszedłem, gdyż w swoim pisarskim amoku być może życzyłem śmierci członkom komisji... Niby same sukcesy po drodze, więc dlaczego na wstępie napisałem „okropny okres”? Ano dlatego, że wybrany przeze mnie profil w ogóle mnie nie satysfakcjonował. Biologia, chemia, matma rozszerzona, to nie było to, co chciałem robić. Ja chciałem analizować teksty, pisać rozprawki, toczyć zażarte dyskusje. Doszło nawet do tego, że przepisałem się do klasy humanistycznej, ale wypisanie się z niej i powrót do biol-chemu zajął mi trzy tygodnie. Dlaczego tam nie zostałem? To przez panią Szaczkowską oraz pana Twaroga, ponieważ dzięki tym osobom zrozumiałem coś, czego teraz bezwzględnie przestrzegam. Człowiek w życiu powinien mieć pracę i hobby. Moją pracą w liceum była nauka, a hobby pisanie, występowanie. Należy zachować balans między tymi dwoma rzeczami. Nadmiar pracy powoduje przemęczenie. Nadmiar hobby powoduje mierne wyniki w pracy (nauce). Chyba każdy na tym etapie życia przechodzi taki kryzys jak ja. Najlepiej zaliczyć go jak najwcześniej, ponieważ jeśli przechodzi go się przed maturą, to niekiedy podejmuje się decyzje, których potem się żałuje.
Nie mam pojęcia, w którym momencie znalazłem się w trzeciej klasie. Chyba nikt tego nie wiedział. To wszystko minęło tak szybko. Śmiałem się ze starszych klas, gdy mówili, że nawet nie zauważymy, kiedy zleci nam trzecia klasa. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni... Ostatni rok to jakaś podróż wehikułem czasu. Był wrzesień, siedziałem w ławce na biologii. Mrugnąłem. Nagle znalazłem się na wigilii klasowej. Mrugnąłem. Tańczyłem na parkiecie podczas studniówki. Mrugnąłem. Wygłaszałem swoje ostatnie przemówienie na zakończeniu dla klas trzecich. Mrugnięcie i piszę maturę. Dokładnie tak pamiętam trzecią klasę, dlatego wspominam o niej tak krótko.
Kiedy docenia się tych wszystkich ludzi, którzy tworzą szkołę? Otóż dopiero wtedy, gdy mówi im się "Do widzenia" po raz ostatni w roli ucznia. Bardzo często wracam wspomnieniami do Liceum i odwiedzam je, kiedy tylko mam taką możliwość, ponieważ zostawiłem tam ogromny kawałek swojej osoby. Miałem zaszczyt poznać wspaniałych ludzi, którzy pokierowali mną wtedy, gdy nie wiedziałem, co robić. Miałem zaszczyt być częścią tak unikalnej klasy, że chyba druga taka już nigdy się nie powtórzy. Spotkały mnie aż dwa zaszczyty w ciągu trzech lat. Niestety, nie jestem w stanie cofnąć czasu. Pozostaje mi iść naprzód i pamiętać o ludziach, dzięki którym jestem, jaki jestem.
Drogi Licealisto, który to czytasz, mam nadzieję, że odnajdziesz w mojej osobie choć cząstkę siebie, co pozwoli Ci podjąć rozsądniejsze niż moje decyzje. Korzystaj z możliwości, które daje Ci ta Szkoła, ile tylko możesz, bo za naprawdę bardzo krótki czas, to TY będziesz pisał swoje własne wspomnienia z LO w Ząbkowicach Śląskich.
EPILOG
Teraz jestem już studentem. Ktoś po przeczytaniu powyższego tekstu mógłby się zastanawiać, na jaki kierunek poszła taka osoba jak ja, czyli humanista po biol-chemie, aktor, reżyser i pisarz z zamiłowania. Biologia? Reżyseria? Chemia? Polonistyka? Nie! Odpowiedź jest prostsza. Studiuję finanse i rachunkowość na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Dlaczego? Ponieważ chcę po studiach mieć pracę, dzięki której będę mógł finansować moje hobby. Mogłem iść równie dobrze na kulturoznawstwo ze specjalizacją filmową. Bawiłbym się na tych studiach co niemiara, ale co potem? Taka wiedza jest mało komu potrzebna. A na czym najlepiej się zarabia? Na ludzkiej niewiedzy. Nie mówię tutaj o oszustwach czy też zatajaniu prawdy. Kiedy coś Cię boli i nie wiesz co, to udajesz się do lekarza, który takową wiedzę posiada. Jeśli coś stuka w silniku, a Ty jesteś cienki w sprawach motoryzacyjnych, to musisz zapłacić mechanikowi, który się na tym zna. Takie mądre rzeczy opowiadają nam na Uniwersytecie Ekonomicznym i muszę przyznać im rację. Uczyć się tyle lat i nic z tego nie mieć? Bez sensu, według praw ekonomicznych – totalnie nieopłacalna inwestycja w siebie. Moja przygoda z systemem edukacji trwa już ponad 12 lat, zostało mi jeszcze kilka. Wydaje mi się, że należy ją zakończyć z przytupem, a Ty jak sądzisz?
Arkadiusz Wawrzyniak, absolwent LO w Ząbkowicach Śląskich z roku 2016
(zdjęcia z zasobów prywatnych Autora)